czwartek, 11 czerwca 2015

FILIPINY- PAMILACAN ISLAND

Dzień 2
11.07.2015
PAMILACAN  Island (Filipiny)

To faktycznie była ciężka noc...
Poszliśmy spać a może inaczej- próbowaliśmy zasnąć od około 1 nad ranem. Mnie się udało..moim chłapakom nie...zasnęli koło 2 a o 4 wstawalimy aby zdążyć na lotnisko.
Mimo, że jego lokalizacja była dosyć bliska( około 10km) to musieliśmy wyjechać minimum na godzinę przed rozpoczęciem nadawania bagaży.
Tym razem lecieliśmy małym, lokalnym samolotem - linie CEBU Pacific
Całkiem ok jak na małe, lokalne linie lotnicze.

Z Manilii lecimy na Bohol, jedną większych wysp w tej części Filipin. Mamy nadzieje, ze właściciel łodzi, która ma na nas czekać w porcie pisząc nam sms ze będzie łodzią bezpieczną dla naszych dzieciaków, ma podobne standardy bezpieczeństwa i faktycznie tak będzie.
Nie zawiódł nas:)
łódź była ok, pomieściła nas i bagaże.
Właściciel przypłynął z żoną i dwójką dzieci. Odebrali nas z lotniska, wspólnie pojechaliśmy do portu gdzie czekała zacumowana, biała łódź.
Dopiero wsiadając do niej poczuliśmy , ze jesteśmy na wyspach, na Filipinach, bardzo daleko w Azji.

Płynęliśmy około 40 minut z wyspy BOHOL na wyspę PAMILACAN.
ta wyspa to cudo!!! kiedy przypływaliśmy do niej kolor morza nas urzekł. Takiego szafiru wodny nie widziałam nigdzie!!

Zresztą..oceń to sam(a)...


Jak dobrze, ze zostajemy tu na 3 dni!!!!( do 13.06)

WYSPA
Wyspa jest cudna!
Oprócz nas nie ma tu ani jednej białej osoby. Mieszkamy z lokalną ludnością, w dwóch bangalowach, które sąsiadują z domami mieszkańców wyspy.
Codziennie w trakcie pobytu tutaj budzą nas koguty, które pieją niemalże przez całą noc.
Zwierzęta chadzają pomiędzy domami, także naszymi. Ludzie przyglądają nam się w trakcie normalnych czynności dnia codziennego. Rybacy rano jadą na połów owoców morza, dzieciaki chodzą do szkoły a my?
My delektujemy się słońcem, plażą najcudowniejszą na świecie bo całą dla nas, morzem  koloru szafiru, rafą, która jest nietknięta ...
Mały daje radę... Bałam się trochę tego, ze taki maluch będzie musiał zmierzyć się z inną strefą klimatyczną, ale moje obawy były nieuzasadnione, jak się okazało na miejscu :)





LUDZIE
Najcudowniejsi jednak tu są ludzie.
Cudownie otwarci i  uśmiechnięci. I mimo biedy,warunków w których mieszkają, wydają się być szczęśliwi. Ich życie to słońce, dbałość o pożywienie i czekanie na deszcz.
Kiedy tu przyjechaliśmy właściciele tej miejscówki powiedzieli nam, ze nie padało od 4 miesięcy.
Jak to możliwe skoro wszelkie znaki na ziemi i na niebie mówią coś innego?przecież sprawdzaliśmy prognozy, które krzyczały wręcz o początku pory deszczowej. O tym, ze na BOHOLu pada codziennie, ze jest ryzyko tajfunów.
Bardzo szybko jednak wyprowadzili nas z błędu. Wyspa Pamilican nie nawiedzana  była przez deszcz od miesięcy. I mimo, iż Bohol widoczny jest z plaży, każdego dnia widzieliśmy burzę, chmury czarne wisiały nad tamtą wyspą, a u nas niezmiennie, bez ani jednej kropli.

Jako, że staram się trochę biegać i przygotować do maratonu, pobiegałam tu dwa razy.
Wyspę przebiegłam bardzo szybko , zajęło mi to około 30 minut aby dostać się z naszej plaży do tej, która mieści się po przeciwnej stronie wyspy.
W takich warunkach jednak nie biegałam- żar, upał, wilgotność i lejący się ze mnie pot. Ludzie  uśmiechający się do mnie, dzieci krzyczące hello i machający mi wszyscy, których mijam :) Niezapomniane i niepowtarzalne uczucie :) co nie zmienia faktu, ze w tych warunkach czasy na maratonie jakie zamierzam osiągnąć, były by nierealne do osiągnięcia

NOCLEG
Warunki, w których mieszkamy przypominają te, które mieliśmy w Tajlandii.
http://www.pamilacan-cottages.com/


Bangalowy bierzemy dwa, jeden dla znajomych, drugi dla nas.
Wchodząc do domu widzimy, ze jest skromnie urządzony. Łóżko dwuosobowe i obok, leżący koło łóżka materac dla Małego.
I jedno krzesło.
Przechodząc dalej , łazienka. Również skromna. Toaleta i dwa pojemniki z wodą. Jeden ze słoną, do spłukiwania wody w sedesie. Drugi, z wodą słodką, do mycia się. Oczywiście każdy z nich wyposażony jest w rondel, którym trzeba sobie pomóc dokonując wszystkich operacji w łazience.
Prąd włączają o 18- 24. W pozostałych godzinach nie ma prądu bo i po co?
W tych warunkach niewiele ludziom potrzeba.
I nam również. Komórka, laptop, itp. maje mają tu znaczenie. Nie ma internetu, telewizji, radia. To wszystko staje się tu mało ważne, mało istotne.
Po tych trzech dniach zaczynam rozumieć skąd uśmiech na ich twarzach.
Mając tak mały dostęp do mediów, które zarzucają nas każdego dnia taką masą informacji, mogą skupić się na sobie, swoich potrzebach , nie denerwując się tymi wszystkimi przytłaczającymi newsami.

WYŻYWIENIE
Nie ma tutaj restauracji. Jemy u właścicieli 3 bangalowów.
Przychodzimy do nich, siadamy do stołu po czym dostajemy to czym w danym dniu dysponują.
Jeśli wyłowią rybę- jemy rybę. Jeśli są to owoce morza- jemy je, przyrządzone na ichniejszy, całkiem smaczny sposób.
Takich ryb jak tutaj nigdy nie jadłam. I choć nie znam ich nazwy, są pyszne.
Jedzenie jest skromne, bazuje głównie na ryżu i na tym co wyłowią z morza. Mało owoców( mega dziwne!) i warzyw  nie przeszkadza mi w zderzeniu z tymi smacznymi morskimi bogactwami.

środa, 10 czerwca 2015

A może tak na Filipiny?I do tego z...dziećmi!

Dzień 1
09.06.2015

Dawno mnie tu nie było, oj dawno...
wiele się wydarzyło po drodze i już nawet miałam przestać pisać ale stwierdziłam ostatecznie, że jeśli nie "udokumentuję" tych moich podróży , to za jakiś czas zacznie mi wszystko umykać, mylić się, zlewać wspomnienia...
Tym razem podróż to był prawdziwy test.
Wybraliśmy się w 7 osób z czego trójka to dzieci: dwóch chłopców w wieku 3 lat, 1 dziewczynka w wieku 8 lat no i my- dwie pary rodziców.
Pomyśleliśmy- jak teraz Mały tego nie dźwignie to znaczy ze jeszcze trzeba trochę zaczekać...ale jeśli już teraz da radę, to będziemy mogli znowu wrócić do naszych kochanych podróży, podróży z plecakiem i szukaniem miejscówek bez wcześniejszego bookowania.
Z Krakowa jedziemy autem do Wiednia.
Z Wiednia lecimy do Stambułu, w Turcji oczywiście Turkish Airlines
Niestety linie trochę zawiodły. Mimo, iż uchodzą za najlepsze europejskie linie lotnicze, stewardessy robiły łaskę kiedy o coś prosiliśmy.
Zabawki dla dzieci kompletnie nie zdały egzaminu- tak jakby wybierał je ktoś ,,,kto nie ma dzieci :)

W Stambule chwilę czekamy i po dwóch godzinach, które minęły nam bardzo szybko, wsiadamy do samolotu lecącego do Azji:) Manila nadciągamy!!!

Lot całkiem ok, mimo, iż długi( ponad 10 h). W międzyczasie oczywiście zmiana czasu, Różnica pomiędzy Krakowem a Manilą , stolicą Filipin, to 6godzin, oczywiście plus 6 w stosunku do naszego czasu.
To oznacza, iż w momencie kiedy wysiadamy na lotnisku w Manilii jest już wieczór.
Na lotnisku ogarnięcie tematu plecaków, dzieci i znalezienie właścicieli apartamentu w którym nocowaliśmy zajęło nam2 godziny!!
Wsiadamy do auta bardzo miłych pań, w korku( o 21!) spędzamy godzinę, mimo , iż z lotniska to niecałe 6 km aczkolwiek Azja rządzi się swoimi prawami:) tam korki nigdy się nie kończą, zwłaszcza w stolicach państw, które są mocno zaludnione.

Docieramy do apartamentowca i zamiast iść spać, bo musimy wstać o 4 na następny lot, to siadamy i pijemy ichniejsze piwko :) Niestety nasze organizmy jeszcze się nie przestawiły, to przecież nie pora :) dzieci niestety też czują, ze w Polsce jest jeszcze środek dnia:) i jak ich przekonać do tego, ze mają iść spać bo za 4 godziny wstajemy????

Noc zapowiada się krótka i gorąca. Upał nieznośny, wilgotność to około 95%... Ale kto jak nie my ma dać radę?
Dobranoc :)