czwartek, 9 maja 2013

WE'RE GOING TO..SRI LANKA:)

No i stało się:) nareszcie w samolocie, trochę zamieszania  przed wylotem, zastanawianie sie czy wszystko wzięliśmy(pewnie okaże się  jak będziemy w lesie deszczowym, że zapomnieliśmy środka na komary:)...).
Borys został z opiekunką i moją mamą bo jednak zabieranie dziewięciomiesięcznego dziecka na Sri Lankę raczej nie jest dobrym pomysłem. Ciekawe jak On to zniesie i czy wogóle zauważy, że rodzice wyjechali na 10 dni...
Źle sie czuję, jestem na antybiotyku i czuję, że mam gorączę- oczywiście jadę pełna nadziei, że jak tylko dotkniemy cejlońskiej ziemi to od razu mi przejdzie.
Wylot z Warszawy, 14.50 prosto do Dubaju. Lecimy liniami Emirates Airlines, udało nam sie dostać tanie bilety w promocji, z okazji wejścia tych linii lotniczych na polskie niebo. Samolot cakiem, całkiem,  porównując do światowych standardów- nie to co laotańskie linie, którymi kiedyś lecieliśmy, nie mając świadomości, że mają największą liczbę wypadków lotniczych na świecie i nie zostały dopuszczone do lotów międzynarodowych. Emirackie linie rządzą!:)
Przespałam połowę lotu do Dubaju, więc czas minął mi szybko. A w Dubaju niespodzianka.. Dla samego lotniska warto było tu trafić. Przepych, atmosfera bogactwa i unoszące się wszędzie przekonanie o wyższości z racji posiadanych zasobów ropy. No cóż ropę to faktycznie mają, więc nie dyskutowaliśmy tylko chłonęliśmy obrazy, zapamiętując jak najwięcej. Z okna samolotu widać było oświetlone obiekty charakteryzujące to miasto, "wyprodukowana" wyspa i najlepszy, bo aż siedmiogwiazdkowy hotel marzeń, ze złotymi klamkami i noclegiem za grube tysiące dolarów. Nie da się ukryć, całość robi wrażenie....Świetne rozwiązania dla podróżujących, pociągi między strefami lotniska, szybkie windy i wodospad wewnątrz...
Na lotnistku mamy ponad 4 godziny czasu do następnego lotu, więc chodzimy trochę, żeby zwiedzić -przynajmniej lotnisko. Szybka kolacja i wreszcie on boarding do samolotu prosto do stolicy herbaty- Colombo. W Dubaju jest 3.15 rano., w Krakowie 00.45.   Jesteśmy tak padnięci, że niemal natychmiast zasypiamy. Przytulam się do Szymona-mojego męża i towarzysza podróży i zapadam w tak głęboki sen, że nie budzę sie nawet na oferowane przez stewardessy śniadanie. Reszta naszej ekipy, rozsiana po całym samolocie, też zasypia z cudownym uczuciem błogiego oczekiwania na to co za kilka godzin ma nadejść. Sri Lanko nadciągamy!!!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz