piątek, 24 maja 2013

Kendy i środkowa część Sri Lanki

Uff wylądowaliśmy na lotnisku w Negombo, około 20km od Colombo- stolicy Sri Lanki. Pierwsze czego doświadczyliśmy to żał, upał, uderzenie gorąca, które nas zalało jak tylko przekroczyliśmy próg lotniska. Nie tylko upał nas zalał ale i taksówkarze, którzy koniecznie chcieli nas zawieźć w miejsce, do którego zmierzamy. A my, zgodnie z planem, postanowiliśmy podróżować komunikacją lokalną, więc dumnie z podniesionymi głowami mijaliśmy uśmiechających sie na nasz widok z przekąsem taksówkarzy. Dopiero później mielismy sie dowiedzieć, dlaczego śmiali się z nas pod nosem- nie da sie podróżować z lokalsami ichniejszą komunikacją. Ale o tym przekonaliśmy się jak spróbowaliśmy złapać autobus. ...Zatrzymał się przed nami, zapełniony po brzegi, upchany do granic możliwości. Bez okien, drzwi, z ludźmi wpatrującymi się w nas z niedowierzaniem....Gdy wyskoczył naganiacz/pan od biletów ze środka, odpuściliśmy, nie da sie w ten sposób odbyć trasy do Kendy-to ponad 100km. Teoretycznie w Polsce można taką trasę pokonać w godzinę. Tutaj, w autobusie bez szyb i drzwi, bez klimatyzacji, przy czterdziestostopniowym upale,na drogach, gdzie średnia prędkość nie przekracza 40km/h odpuściliśmy i czem prędzej , ze skruszonymi minami, wróciliśmy do taksówkarzy czekających na nas przy bramie lotniska. Szybka negocjacja ceny, bierzemy busa 6-osobowowego dla  naszej grupy czyli 11 osób i ruszamy w trasę!
Po drodze napajam się widokiem...o to chodziło w tej podróży, smaki i kolory Azji- to za tym tęskniłam i to chciałam ponownie zobaczyć. Tłoczno, duszno, kolorowo, wszędzie auta, tuk-tuki, skutery. Każdy trąbi mijając mobil. Dzieje sie, oj dzieje...
Droga zajmuje nam prawie 5 godzin!! w busie kleiliśmy sie spoceni do siebie, nie mając czym oddychać. W końcu dotarliśmy do Kendy, dawnej stolicy Sri Lanki. Miejsca polecanego przez wszystkie przewodniki jako jeden z obowiązkowych punktów programu wycieczki po Cejolnie. Odczuwam coraz bardziej gorączkę, z którą wyjechałam z Polski. Wśród nas jest farmaceuta, który faszeruje mnie czm tylko jest możliwe, żeby postawić mnie na nogi. Nie udaje się jednak, jak tylko docieramy do pierwszego z listy, najtańszych w przewodniku Lonely Planet hotelu, zasypiam, nie widząc nawet w jakich warunkach. Gdy budzę się, po kilku godzinach, wszyscy są "na mieście". Szymon zaczekał na mnie i teraz idziemy zwiedzać Kendy z Jaśkami.
Cóż za rozczarowanie...gdybyśmy wiedzieli, ze oprócz wielkiego Buddy, wzniesionego na wzgórzu ponad miastem i kilku świątyń buddyjskich, nie ma tu nic, nie stracilibyśmy tego dnia i nocy a pojechalibśmy z lotniska w góry, dokąd wybieramy sie jutro skoro świt. Mam nadzieje, ze nas nie zawiodą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz