Kendy mnie rozczarowało i chyba nie chodziło wcale o gorączkę i choróbsko z którym tu dotarłam. Dobrze, że zostaliśmy tutaj tylko na jedną noc i następnego dnia rano ruszyliśmy w dalszą podróż.
Jeszcze poprzedniego wieczoru udało się przypadkowo porozmawiać z Gościem, który organizuje różne wycieczki po Cejlonie. Zgadaliśmy sie z Nim i po intensywnych negocjacjach, wszyscy przysta;iśmy na cenę, ze którą dostaniemy kierowcę z busem, który przez następne dni będzie nas woził po tej pięknej wyspie.
Trasa ma być mniej więcej taka Kendy-Nuwara Eliya-World's End-Tissa-Tangalle-Hikkaduwa-i lotnisko w Colombo.Czy nam sie uda?:) zobaczymy.https://maps.google.pl/maps?q=nuwara+eliya&rls=com.microsoft:pl&oe=UTF-8&startIndex=&startPage=1&um=1&ie=UTF-8&hl=pl&sa=N&tab=wl
Nuwara Eliya
Z Kendy dotarlismy do Nuwara Eliya, miasteczka położonego dosyć wysoko w górach, o czym mogła świadczyć temperatura "niesrilankowa". Chłodno, mało przyjemnie. Trafiliśmy tutaj w drodze do World's End czyli tzw. Końca Świata gdzie planowaliśmy zrobić sobie mały trekking po górkach. Miasteczko też nas rozczarowało, słabe jedzenie w knajpce polecanej przez Lonely Planet- przewodnik, którym do tej pory mocno się sugerowaliśmy. Każda podróż jednak pokazuje, że tego typu przewodniki pisza ludzie, którzy również mają rózne gusta i nie zawsze pokrywają sie one z moimi..
W miasteczku, oprócz problemu ze znalezieniem miejsca do zjedzenia, napotkaliśmy na kilka nieprzyjemnych bójek "na mieście", festyn, któregouczestnikami byli tylko osobnicy płci męskiej, tańczący zadowoleni w swoim towarzystwie..Już nie moge sie doczekać jutrzejszego dnia, kiedy to wyruszymy w dalszą część podróży
World's End( Horton Plains National Sri Lanka Park)
Spod hotelu(Sun Hill Hotel), w którym mieliśmy okazję zjeść najgorsze śniadanie pod słońcem, zabiera nas nasz driver, aby udać się do Parku Narodowego, na nasz wymarzony, dziki trekking.
Nasze oczekiwania, po dwóch pierwszych miejscówkach na Sri Lance, są bardzo wysokie.
Ale jadąc juz samą trasą do parku, juz wiem, że to miejsce nas nie zawiedzie. Trasa przepiękna, przypominająca filmy z National Geographic i miejsca troche wzięte z sawan australijskich. Jest
pięknie.
Docieramy na parking, na którym zostawiamy naszego kierowce i sami udajemy sie pochodzić trochę po cejlońskich górkach, w nadziei zobaczenia czegoś, czego do tej pory nie dane nam było zobaczyć.
Zieleń, mało ludzi, klimaty dżungli podobają nam sie bardzo. Spacer jest raczej delikatny, bez większych górek, każde z nas nawet w nie do końca odpowiednim obuwiu, daje radę:) Zmierzamy w kierunku 800m przepaści, która jest widoczna zazwyczaj rano, dlatego jej zwiedzanie powinno sie zaplanować raczej w godzinach wczesnoporanoych, o czym nie wiedzieliśmy. Mamy jednak to szczęscie, ze mgła na kilka krótkich momentów, odsłoniła nam przepaść, pokazując widok wart nazwania go Końcem Świata:)
Po kilkunastu minutach spędzonych na World's End, ze względu na warunki pogodowe, ruszamy w drogę powrotną, na parking, gdzie czeka na nas nasz kierowca, który zawienie nas do Tissy- miejscówki wypadowej na Safari:)
Tissa
Do Tissy docieramy zmęczeni, podróżowanie po Sri Lance nie jest łatwe, nawet z wynajetym kierowcą.A tu olbrzymie zaskoczenie- właścieciel maleńkiego GuestHousu, w ktrym nocujemy wita nas z tacą na której stoją świeżowyciskane soki owocowe, zadowolony z naszego przyjazdu. Odkładamy zmęczenie na później, bierzemy szybki prysznic i za chwilę wychodzimy na taras aby wspólnie z właścicielem i hiszpańskimi gościmi tej miejscówki delektować sie pogodą, temeraturą i doborowym towarzystwem. Nie siedzimy jednak długo mając na uwadze fakt, ze o 4 rano nastąpi pobudka. Tak wcześnie, bo udajemy sie na safari. Na dzikie safari...ehh, będzie sie działo:) juz nie mogę sie doczekać. Wszyscy, podkręceni lokalnymi opowieściami, mamy nadzieję, spotkać lamparta....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz